Mówi się, że człowiek żyje tak długo, jak długo trwa o nim pamięć. Właśnie dlatego Kacper Szymczak będzie żył wiecznie, bo setki serc noszą go dziś w sobie i przekażą kolejnym jego historię. A jest wyjątkowa, ponieważ poświęcił swe życie niosąc pomoc innym. Był zarejestrowany w bazie DKMS i przez pięć lat honorowym krwiodawcą. Sam też organizował akcje oddawania krwi, dzień dawcy szpiku i zawsze był tam, gdzie potrzebowali go inni. Sam nie dożył swych 25 urodzin. Białaczka zabrała go w 10 dni. Oto jego historia.

REKLAMA
Wielki człowiek, o jeszcze większym sercu
Niemal dwa metry wzrostu, ponad 100 kg wagi, ogolona głowa i glany na nogach – Oto Kacperek (tak nazywali go przyjaciele i rodzina). Swoim wyglądem budził podziw i respekt wśród innych. Jego siostra Karolina żartuje, że gdyby Go nie znała, to przechodziłaby na drugą stronę ulicy, widząc, że idzie z naprzeciwka. Ten wielki facet miał jednak jeszcze większe serce. Był kwatermistrzem hufca ZHP Łódź – Górna. Zawsze uśmiechnięty, chętny do pomocy i niesamowicie zaangażowany. - Ciągle go nosiło. Ludzie potrafili dzwonić do niego w nocy, a on wstawał i jechał. Nigdy nie odmawiał pomocy – mówi Karolina. To on organizował akcje oddawania krwi. Sam oddawał ją co trzy miesiące. Był też koordynatorem dnia dawcy szpiku DKMS w Łodzi, podczas którego zarejestrowało się niemal 50 potencjalnych dawców. - Kacper bardzo przeżywał, że tylko tyle, ale wszyscy mu powtarzaliśmy, że jak na pierwszą akcję, jest super – wspomina Magda, przyjaciółka z Hufca.
logo
Nic mi nie jest, to tylko zmęczenie
Organizm Kacpra wszczął alarm na początku listopada. Był to dla niego pracowity okres, ponieważ pomagał koordynować harcerską akcję „Znicz”. - Rozstawiał stoiska, przywoził altanki i kilka razy dziennie jeździł do hurtowni po znicze. Był to czas, kiedy dom zamieniał na samochód i spał stanowczo za mało – powiedziała mi Sara, ukochana Kacpra.
Właśnie wtedy zaczął gorączkować, a na ciele pojawiły się czerwone plamki. Nawet pogorszenie wzroku w jednym oku zrzucił na karb zmęczenia. Wszyscy zrozumieli powagę sytuacji dopiero, gdy Kacper dał się namówić na badania. Już po pierwszej morfologii przypuszczano, że może to być białaczka i lekarze w przychodni zasugerowali, by do szpitala natychmiast zabrała go karetka. - Karetka to nie taksówka. Pojadę sam – usłyszeli w odpowiedzi i natychmiast pojechał do szpitala z najbliższymi.
Plany na przyszłość
Wiadomość o chorobie Kacpra spadła na wszystkich jak grom. On sam nie dał nikomu odczuć, że martwi się białaczką. - Kacper nie histeryzował, przyjął to spokojnie, wierzył, że wyzdrowieje – powiedziała mi jego siostra. Cały czas myślał o tym co czeka na niego po wyjściu ze szpitala. Planował ślub z Sarą i oboje nie przestawali się spierać o imię dla dziecka. Nawet podłączony do szpitalnej aparatury nie tracił humoru i ciągle żartował. Śmiał się, że przez te wszystkie rurki nie może usiąść na łóżku i pomachać nogami (195 cm wzrostu!). Drwił z choroby, bo nie dopuszczał innej myśli, niż ta o powrocie do domu. - Kiedy podłączyli Kacpra do całej aparatury, rzucił najbardziej strasznym kawałem, jak na tamtą sytuację. Zapytał Sarę jaka jest niejadalna część warzywa, a potem z tym swoim ironicznym uśmiechem obwieścił, że respirator! - wspomina Magda. Nie zamierzał też odkładać obowiązków na później. Harcerze nadal wspominają moment, w którym mama Kacpra przekazała im kartkę z listą pilnych spraw do załatwienia w hufcu. Oczywiście zaznaczył na niej, że jak wróci, to im pomoże.
logo
Nie miał czasu na walkę
Białaczka zniszczyła jego organizm szybciej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Kacper niemal całkowicie stracił wzrok. Po kilku dniach stan pogorszył się na tyle, że lekarze musieli wprowadzić chłopaka w śpiączkę. Najbliżsi byli przy nim cały czas, a Kacper to czuł. - Mówiliśmy do Kacperka, chcieliśmy żeby wiedział. Jednego razu kiedy puściłam jego dłoń, on chciał ją znów złapać. Musiał wiedzieć, że jesteśmy przy nim – wspomina ze wzruszeniem Sara. To był ostatni raz kiedy Kacper czuł dotyk bliskich. Odszedł 26 listopada o godzinie 9.15. Jego siostra w rozmowie telefonicznej powiedziała przez łzy, że „Kacper żył tak, jak chciał. Wykorzystał każdą chwilę
Pogrzeb Kacpra odbył się w czwartek na dwa dni przed datą jego 25 urodzin. Żegnały go setki osób. Harcerze ustawieni w szpaler salutowali do trumny swego przyjaciela. Jego życie stało się przykładem dla wielu z nich.
Historia Kacpra pokazuje jak nieprzewidywalna i okrutna jest białaczka. Choroba może zmienić życie człowieka niemal w jednej chwili. Kacper nie miał czasu na walkę, jednak tysiące osób na całym świecie nadal stawiają czoła chorobie, czekając na swojego bliźniaka genetycznego. Być może jesteś nim właśnie Ty czytelniku! Wystarczy, że zarejestrujesz się w bazie dawców komórek macierzystych. Aby to zrobić wejdź na stronę www.dkms.pl i wypełnij formularz. Robiąc tak niewiele możesz uratować życie.
Artur Kowalczyk / DKMS